Saturday 30 October 2010

Archeologia

Dzisiaj śniło mi się coś w rodzaju RPGa. Typowa dla RPGów drużyna znalazła się w typowej dla PRGów scenerii - tajemniczej, mrocznej, starożytnej świątyni z mnóstwem podziemnych pomieszczeń. Po rozwiązaniu typowych dla RPGów problemów z potworami i inszym badziewiem, postanowiliśmy poświęcić kilka dni nauce; dokładnie zbadać teren, skatalogować przedmioty dla muzeów, porobić notatki do artykułów naukowych i spróbować zrozumieć starożytną kulturę.

Mechanika AD&D nie była za dobrze przygotowana do prowadzenia regularnych prac archeologicznych, więc nasze badania polegały na chodzeniu po pomieszczeniach i rzutach na spostrzegawczość. Przy najgorszych wynikach człowiek nie zauważał nawet żadnych napisów, przy lepszych coś rozumiał. Przy krytycznym sukcesie na kostce badacz nagle pojmował branżowe dowcipy kapłanów zawarte dyskretnie w hieroglifach, hermetyczny humor który w starożytności uszedł cenzurze wyższych urzędników. Zbieraliśmy się potem w grupie i wymienialiśmy spostrzeżeniami, słuchając przede wszystkim tych, którzy chichotali się najgłośniej. Większość snu polegała na próbie zrozumienia i zapamiętania tego wszystkiego. Niestety zapamiętać się nie udało.

Monday 18 October 2010

Inwazja i heksy

Nastąpiła inwazja kosmitów. Niebo roiło się od latających spodków, nie było jednak lądowania ani walk powietrznych. Niedługo po pojawieniu się, z orbity jak z rzutników do prezentacji kosmici wyświetlili na ziemi siatkę heksagonalnych pól. W większości heksów były różne proste symbole - kółka, kreski, kwadraty etc. Symbole wciąż przesuwały się, zmieniały kolory i kształty. Wkrótce ludzie zaczęli czuć silny ból a chwilę potem - masowo umierać. Żeby uniknąć śmierci trzeba było:
1. szybko zaobserwować kto umiera a komu nic się nie dzieje.
2. na tej podstawie rozwiązać łamigłówkę i określić jakie heksy są niegroźne i w jakiej kolejności można się po nich poruszać.
3. skakać z jednego heksa na drugi przez kilka godzin.

Po kilku godzinach kosmici wyłączyli promienie śmierci. Przeżyli tylko ludzie o wyjątkowo wysokim IQ, zimnej krwi, refleksie i kondycji fizycznej. Skakałem z kilkuletnią córką. Nie spełniałem wymogów ale użyłem jakiejś sztuczki i uszliśmy z życiem (nie pamiętam jakiej).

W następnej rundzie obcy zaczęli wyświetlać heksy na niebie obejmując promieniami śmierci całe obszary i zmuszając ludzi do podróży na dziesiątki kilometrów w ramach jednego "skoku" z heksu na heks. Wygrywać mieli ci którzy potrafili z użyciem radia wymienić się informacjami o symbolach na dużym obszarze, rozwiązać zagadkę i szybko podróżować np samochodami lub awionetkami. Niebo z symbolami wyglądało prześlicznie.

Wszystko to żeby przetrzebić ludzkość zostawiając najsprawniejsze jednostki. Ludzie zastanawiali się co dalej - wybiją nas do ostatniego czy może wezmą do niewoli do fabryk albo wcielą do wojska czy może pójdą sobie w cholerę z poczuciem dobrze spełnionej misji poprawiania świata. Ale w sumie niewiele poświęcaliśmy temu uwagi bo trzeba było się nakombinować żeby przeżyć kolejne godziny.

Było to strasznie męczące więc się obudziłem.

Wednesday 6 October 2010

Szamani i trupy

Pojechałem koleją do jakiegoś azjatyckiego kraju który był dość nietypowy. Kraj położony wśród bagien, rzek i cieków wodnych. Zamieszkały przez ciemnoskórych Azjatów wyznających szamanistyczną religię pełną wiary w duchy i czary. Zabudowany prostokątnymi glinianymi domkami w stylu starożytnej Palestyny pomalowanymi od fundamentów po dachy kolorowymi wzorami ochronnymi przed duchami i czarami.

Zamieszkałem w jednym z takich domków, dużym lecz w żałosnym stanie, razem z kuzynką - tubylką i jej niestabilnie zmarłą babcią. Znaki ochronne na tym domku były już stare i wytarte i nie do końca działały, więc babcia czasem budziła się jako miła tłusta staruszka z poważną sklerozą, czasem jako świadome i przyjazne zombie a czasem jak wrogi i niebezpieczny demon - trzeba było z nią uważać. Gościnnie zamieszkiwały u nas (lub były stałymi gośćmi) dwie dziewczyny - duchy. Jedna (młoda blondynka z włosami spiętymi w kok) była młodą anielicą na praktykach, odpowiedzialną, poważną i nieco czepialską. Druga (czarnowłosa chudzinka stylizująca się na wojującą anarchistkę) była trochę złośliwą lecz radosną i przyjazną wróżką/elfką.

W tym towarzystwie robiliśmy dwie rzeczy - w dzień chodziliśmy do szkoły a w nocy prowadziliśmy ukrytą wojnę z armią nieumarłych wyprodukowaną w Chinach.

Była to komunistyczna szkoła podstawowa. Intensywnie walczyła z wszelkim zabobonem. Dlatego dziewczyny - duchy udawały tam ludzkie dziewczynki i starały się nie używać magii i nie unosić nad ziemią etc. Było to ogólnie bardzo zabawne. Nauka krzaczków szła mi nieźle.

Chińska armia płynęła cichaczem nocą dżonkami przez rzeczki i bagna. Składała się z mnóstwa nieumarłych uzbrojonych w starożytną broń i żywej kadry oficerskiej uzbrojonej współcześnie. Z pomocą dziewczyny-ducha-elfki sabotowaliśmy ich jak się dało - czyli w sumie bardzo nieskutecznie. Ot, od czasu do czasu udawało się zastrzelić ze snajperki jakiegoś oficera.

W międzyczasie tubylcy zorganizowali jakieś uroczystości na cześć naszej babci i innych potężnych zmarłych. Impreza odbywała się na cmentarzu, w dwóch równoległych rzeczywistościach. Cmentarz w połowie był tubylczy a w połowie był tradycyjnym polskim cmentarzem katolickim ze sporymi grobowcami z udawanego czarnego marmuru.
W jednej rzeczywistości na imprezie byli głównie Europejczycy. Chodzili po chrześcijańskiej części cmentarza pełni powagi, odmawiali "wieczny odpoczynek" i palili znicze a po tubylczej części cmentarza deptali groby i rozmawiali swobodnie.
W drugiej rzeczywistości tubylcy urządzili kolorowe nocne świętowanie z tłumem ludzi, jedzeniem, alkoholem i ogniskami - wszystko na cmentarzu. Modlili się do duchów i demonów i mieli jakieś prelekcje i przywoływali jakieś upiory. Do grobów chrześcijańskich przystawiono krzesełka i zrobiono bufet i szwedzki stół. Swobodnie przemieszczałem się między światami, szukając miejsca w którym nie czuję się głupio i świętokradczo.

Z tej imprezy nic nie wynikło. Następnego dnia po rzewnych pożegnaniach wsiadłem w pociąg i pojechałem do Polski.